wtorek, 16 sierpnia 2011

Tattoo

Będąc dziś w pracy z babcią postanowiłam wybrać się do Rossmana. Nie miałam konkretnego celu żeby tam pójść, ale będąc w okolicy sklepu skorzystałam z okazji. Jakiś wybitnych zakupów tam nie zrobiłam, bo kupiłam tylko hennę, ale mimo to jestem bardzo zadowolona i ani trochę nie żałuję tego zakupu. Kiedyś będąc na jednym ze zlotów, na które uczęszcza mój tata zauważyłam pewną dziewczynę mającą tatuaż na nadgarstku. Wcześniej jakoś nie fascynowało mnie takie okaleczanie skóry, ale na dzisiejszy moment bardzo mi się to podoba i w przyszłości chciała bym zrobić sobie takie cacko. Konkretnie jeszcze nie wiem gdzie, mam trzy typy : nadgarstek - napis, palec - napis, boczna kość dłoni - krzyż. Na razie nie jestem pełnoletnia, więc nie ma takiej możliwości żeby teraz sobie zrobić tatuaż, więc pozostała mi tylko henna, którą wykorzystałam dziś na moim nadgarstku. Zobaczymy ile wytrzyma.

Mniej więcej mój tatuaż jest podobny, niemalże identyczny, ponieważ wzorowałam się własnie na nim :


Voath.

Fruit vertigo

Choroba trochę ustąpiła, więc byłam na siłach, aby wyjść do sklepu i kupić składniki na zaplanowane ciasteczka, które zrobiłam wraz z babcią. Smakołyki robione przez mamę mojego taty mają tylko jedną nazwę według mnie, CUDO. W życiu nigdy nie spotkałam się z tak dobrze wypieczonym ciastem, takie rzeczy to tylko u babci. Początkowo surowe ciasto pokrojone w prostokąty faszerowałyśmy jabłkami, ale postanowiłyśmy trochę pokombinować i jakoś tak wyszło, że połowa ciasteczek zawierała jabłka a połowa melon. Efekt końcowy był znakomity. Czasem warto jest pokombinować i stworzyć jakiś własny wyrób opierający się na starym przepisie.
Wieczór spędziłam bardzo miło, choć w samotności siedząc na balkonie ze słuchawkami w uszach jedząc soczystego arbuza.


Voath.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Rays of the sun reflecting off of my body on the balcon

Z racji tego że James już pojechał postanowiłam nie siedzieć bezczynnie w domu, więc pojechałam do babci. Szczerze mówiąc wybrałam chyba zły okres, nie czuję się najlepiej a spowodowane jest to najwyraźniej namiotem i ulewnej nocy spędzonej w nim. Zatoki nie dają mi żyć. Zażyłam mnóstwo tabletek, które nie pomagają, nawet słynna nalewka mojej babci nie pokazuje rezultatów. Od rana leżałam w łóżku, ale postanowiłam skorzystać z ładnej pogody pomimo złego samopoczucia. Nareszcie wyszły promyki słońca, więc jak mogłam z tego nie skorzystać. Obecnie siedzę na balkonie czytając książkę, którą poleciła mi babcia ` Dziennik Nimfomanki ` i popijam Cappuccino Latte z myślą, ze jutrzejszy dzień przyniesie mi zdrowie.


Voath.

sobota, 13 sierpnia 2011

Tent / Night shooting stars

Dzisiejsza noc była jak do tych czas najlepszą nocą w moim życiu spędzoną w namiocie, pomimo że jak wskazuje tytuł była to Noc Spadających Gwiazd, których kompletnie ja i ludzie w moim otoczeniu nie widzieli. Pewnie spowodowane było to pogodą. Niebo było zachmurzone i momentami padało. Mimo tak fatalnej pogody bawiliśmy się świetnie. Towarzystwo to podstawa, bawiliśmy się do białego rana z wieloma przygodami.


Voath.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Rainy afternoon spent at the pool


Wyjazd do USA coraz bardziej zaczyna być prawdopodobny. Mama siedzi i szuka ofert pracy, a tata ogląda na jednej ze stron domu do kupna w Miami. Coraz częściej pada hasło o wyprowadzeniu się z Polski. Trochę za szybko się to wszystko dzieje. Z dnia na dzień dowiedziałam się o planach moich rodziców, zresztą oni również jakoś specjalnie długo nie planowali tego. Momentami nie wiem co o tym myśleć i gubię się w tej całej sytuacji.

Tymczasem niestety pogoda nam nie sprzyja. Od dwóch dni na śląsku brakuje słońca, miejmy nadzieję, że się to wszystko zmieni.

Popołudnie spędziłam bardzo miło będąc na naszym Pawłowickim basenie. Praktycznie połowę czasu spędziłam w jacuzzi i na zjeżdżalniach z Jamesem. Warto czasem jest się oderwać od codzienności i wybrać się na basen.


Voath.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Mountains

Cisza, spokój, górskie powietrze i piękne widoki. Te wszystkie słowa opisują dzisiejszy dzień, który spędziłam bardzo miło. Po południu wybraliśmy się na Czantorię. Wjechaliśmy wyciągiem do góry, gdzie skorzystaliśmy z Toru Saneczkowego, Leśnego Parku i wielu innych atrakcji. Pochodziliśmy trochę, pooglądaliśmy piękne widoki i zjechaliśmy na dół gdzie udaliśmy się na jednoosobowy Zjazd Pontonem, nie skończyło się na jednym zjeździe, nie było takiej opcji pomimo, że nie było to zbyt wygodne.

Voath. 

sobota, 6 sierpnia 2011

Roundabouts

Dziś wszyscy razem całą rodziną wybraliśmy się do Wesołego Miasteczka. Trzeba było jakoś uczcić to, że mamy przy sobie Jamesa. Zaliczyłam chyba wszystkie możliwe karuzele z tych najstraszniejszych włącznie z Rolecasterem. Szczerze mówiąc chyba przesadziłam, bo jakoś strasznie źle się czuję. Najważniejsze jest to, że wszyscy zażyliśmy dawkę pozytywnej energii, wyszaleliśmy się i jesteśmy jak najbardziej zadowoleni, pomimo że dwie karuzele na które najbardziej chciałam iść były zamknięte z powodu awarii.


Voath.